TMŻ, czyli Teksty Mojej Żony

Zimowa plucha. Raz pada deszcz, raz śnieg, który się topi, czyli wychodzi na to samo. Słońca mało, dnie krótkie i małżonka moja, co nie jest misiem polarnym, a jak już to raczej misiem Coala, co ożywia się jak temperatura przekracza 35 stopni, źle znosi taką pogodę. Czyli zamiast speeda dostaje spleena. Ponieważ kobiety mają bardziej skomplikowaną konstrukcję psychiczną to różne smutki wyłażą w zimowe wieczory.
Siedzi więc małżonka na fotelu zamyślona i zaczyna pociągać nosem.
– Co tam się stało? – pytam.
– To wszystko jest bez sensu. Sytuacja wygląda na zaminowaną. Ale trudno, brnę dalej.
– W sensie, że co?
– No, wszystko
Zaległa chwila ciszy. Pociągnęła nosem.
– Za stara jestem, żeby się nad sobą użalać
– Ale w sumie lepiej późno niż wcale.

Smutek był, smutek poszedł. Z saperskim pozdrowieniem