Cenię sobie niezwykle ludzi, którzy mają do siebie dystans, a to w obecnym świecie nie jest wcale takie częste zjawisko. Umiejętność humorystycznego postrzegania samego siebie jest niezwykle ważna dla równowagi psychicznej, samopoczucia, nadkwaśności żołądka oraz ogólnej zdrowotności. Zdarza mi się takich ludzi spotykać. Nie oglądam ich jak eksponatów w mobilnym panopticum. Widuję ich żywych, siedzę koło nich w metrze albo czekam wraz z nimi na przystanku na autobus. 

Jadę sobie na ten przykład windą w biurowcu. Drzwi się otwierają i wsiada jegomość szpetny jak noc listopadowa z deszczem. Niby nic wyjątkowego, bo większość przedstawicieli płci brzydkiej faktycznie jest brzydka. Ten jednak się wyróżniał. Miał na sobie koszulkę z napisem „Italian beauty”. Ponieważ jestem niepoprawnym optymistą, to nie zakładam, że gość ma zepsute lustro, albo, że natura pokarała go znacznym stopniem krótkowzroczności. Odczytuję to jako deklarację. I ja to szanuję. Może ma włosko piękne wnętrze. Największa dla mnie zagadka dotyczy owej włoskości. Może kocha wino, kobiety i śpiew. Nawet jeśli przy okazji praktykowania tego ostatniego cierpią sąsiedzi. W każdym jest odrobina piękna, trzeba ją tylko zobaczyć. Choćby konieczne było założenie szkieł korekcyjnych jak denka od szampana by dostrzec tą drobinę.

Innym razem stoję na przystanku wyczekując z utęsknieniem autobusu. Z daleka widzę kobietę, która zbliża się do przejścia dla pieszych. Baba jak szafa trzydrzwiowa z nadstawką. Cała na czarno ubrana, idzie dostojnym krokiem. I na tym czarnym widzę napis „Gigantic”. Jak już takie oświadczenie zostało ogłoszone, jasno, czarno na białym, a nawet odwrotnie, to żadnych dyskusji być nie może. Przesady nieco może być w owym stwierdzeniu, bo kobieta duża była, ale żeby gigantyczna od razu? Doceniam taką postawę, bo śmiesznie byłoby, gdyby nosiła napis „słodkie maleństwo”. A tak, to ja od razu widzę, że jest wielka. Wielkości nie ma się co wstydzić. Ludzie wielcy nie powinni przesadzać ze skromnością. Napoleon miał pokurcza, a był wielki i ludzie na pierwszy rzut oka mogli tego faktu nie odbierać, a tu – proszę – jest wielka i ma odwagę to powiedzieć. I takich ludzi nam trzeba.

Cały naród szydził z premierowej, która w kiecce z nieodpowiednimi napisami na oficjalnym spotkaniu się zjawiła, że jest „cute” i „sweet”. Może i jest, więc śmieszność była względna. Pan premier ówczesny oświadczył, że nie rozwiedzie się z nią z takiego powodu. Tu za roztropność trzeba go pochwalić, bo porzucać kobietę dlatego, że jest słodka i urocza to poddawałoby w wątpliwość męski rozsądek. Jednak widok brodatego jegomościa o posturze motocyklisty z Hells Angels w koszulce z takim samym napisem to już jest coś. I nie ma co się śmiać, bo gość może dać w mordę, a duży jest. Rozwaga nakazuje się powstrzymać. A po drugie, każdy ma w sobie wewnętrzna dziecko. Gość, co go natura obdarzyła aparycją niedźwiedzia grizzly też takie dziecko w sobie ma. Słodkiego i uroczego bobasa. Problem jest w moim upośledzonym postrzeganiu. Wysilam się by dostrzec całą różowość i rozkoszność ukrytą za tą brodatą, zakazaną gębą. I widzę go oczyma wyobraźni baraszkującego z  gromadką małych koteczków. Pławiącego się w tej słodkiej puszystości. 

I tyle pisania, bo od nadmiaru słodyczy osłabłem. W dodatku od słodyczy zęby się psują. Żegnam się z  Państwem.