W Muzeum Narodowym w Warszawie otwarto niedawno przekrojową wystawę fotografii węgierskiej. Zanim zagłębię się w szczegóły, pytanie czy warto pójść? Warto.
Wystawa jest duża, pokazuje 350 fotogramów i ma ambicję zaprezentować przekrój węgierskiej fotografii. Ekspozycja staruje wraz z początkami fotografii. W dziewiętnastym wieku fotografia dokumentowała rzeczywistość. Widzimy krajobrazy i scenki rodzajowe, ludzi w swoich domach pozujących do zdjęć. Świat, który przeminął zatrzymany przez Orbana Balázsa. Potem wchodzimy w wiek XX.Wystawa również pokazuje jak ogromny wpływ mieli węgierscy twórcy na fotografię i sztukę współczesną. Dla mnie pewnym niedosytem była mała ilość prac Brassaia, bo jego obrazki z Paryża, nocne klimatyczne fotografie należą do moich ulubionych. Trudno, nie można mieć wszystkiego. Tak jak Brassai czyli Gyula Halász był częścią paryskiej bohemy w czasach powstawania surrealizmu, tak  László Moholy-Nagy był związany z Bauhasem i konstruktywizmem. Poza klasycznymi zdjęciami prezentowane są jego obrazy tworzone przy pomocy technik fotograficznych. Uważam, że to dobre dopełnienie fotografii przedstawiającej. Pokazuje, że jest to równoprawne medium do działań artystycznych. Prace Andre Kertesza weszły do kanonu fotografii. Na wystawie jest jego „Tancerka z burleski” z 1926 roku i zdjęcie Martynika z 1972, czyste i emanujące spokojem. Zdjęcia są przekrojem XX wieku w fotografii. Od wspomnianych kadrów Brassaia czy Kertesza z lat 20. po zdjęcie Andrása Bánkuti pokazujące moment ściągania ogromnej podobizny Lenina z roku 1990.

Wszyscy, a przynajmniej ci, co fotografią się interesują, poznają zdjęcie Roberta Capy „Śmierć hiszpańskiego republikanina”. Zdjęcia z wojny domowej w Hiszpanii czy lądowania w Normandii dały mu zasłużoną pozycję najsłynniejszego reportera wojennego. Są też inne, dotyczące codziennego życia, jak choćby portret Pabla Picassa z żoną. Pan Capa dostał, skądinąd zupełnie zasłużenie całą salę dla siebie. Poza tymi, którzy tworzyli na emigracji jest sporo prac powstałych w ojczyźnie. Zdjęcia reportażowe i konceptualne, które powinny być nam bliskie, gdyż przechodziliśmy podobne koleje transformacji ustrojowej. Mówi się, że Polak Węgier – dwa bratanki, więc tym bardziej warto zobaczyć świat widziany oczyma twórców bliskich nam kulturowo. A jak bratanki, to jest także kilka polskich akcentów. Fotografie robione w Polsce w latach 1900-1945 pokazujące pejzaże i codzienne życie, a także słynne zdjęcie Roberta Capy kościoła przy Nowolipkach stojącego na tle ruin warszawskiego getta.

 

 

Przy okazji kamyczek do ogródka Gazety Wyborczej i kliku innych serwisów fotograficznych. Chyba szanowni recenzenci na wystawie nie byli. Bo gdyby byli, to wiedzieliby, że bilety kosztują 20 złotych. A nawet jeśli nie byli, to warto sprawdzić informacje, które się podaje, bo na stronie MN cena biletów jest jasno określona.

Wystawa czynna jest do 10 września, można zwiedzać  wt – nd. 10-18, czwartek 10-21.
Bilet 20 zł/ulgowy 15 zł (obejmuje także ekspozycję stałą Muzeum)