Początek właśnie taki z powodu wczorajszego dnia kota. Wielu spodziewa się tygrysa z Tajlandii, no to jest. Tylko malutki. Poza tym sympatyczny i w przeciwieństwie do tygrysa daje się pogłaskać. To jest kot tajski. Może nie wygląda na inostrańca, jednak to autentyczny tubylczy kot z Lopburi.

Tak jak tajski kot ma się do tygrysa tak i różnorakie niebezpieczeństwa czyhające na przyjezdnego białasa nie są aż tak przerażające jak je malują. Tajowie są takimi samymi ludźmi jak my. Potrzebują dachu nad głową do spania (bo jak leje to solidnie) i jedzenia, korzystają z toalety i prysznica – tak jak my. Zwykle w podróży zdrowy rozsądek jest najlepszym kompanem. Postępując zgodnie z nim możemy ufać, że nic złego się nie wydarzy. Różne przypadki chodzą po ludziach, jednak prawdopodobieństwo, że może nas coś złego spotkać jest podobne w Tajlandii i w Polsce. A niedogodności w podróży w postaci niezbyt czystej toalety się zdarzają. I już. Jeśli kto chce mieć nieskazitelny kibelek i białe ręczniki, to bez problemu znajdzie w Azji miejsce, gdzie taki serwis, akuratny i uprzejmy, znajdzie. Wystarczy go zamówić i za niego zapłacić. Ja w resortach nie spędzałem czasu, więc nie będę się nad taką formą spędzania wakacji rozwodził.

Ceść 2 – Suvarnabhumi