Szedłem ulicą. Panjin nie jest wielkim miastem, ale był dla mnie obcy, a chciałem dostać się w konkretne miejsce. Patrzyłem na plan i nie mogłem dojść do ładu, która ulica na planie odpowiada tej, którą widzę przed sobą. Nie byłem pewien czy to przejście między domami, czy ulica istotna na tyle, by być zaznaczoną na mapie. Przeszedłem kawałek. Zajrzałem w przecznicę. Wróciłem, spojrzałem w poprzednią. Stanąłem studiując mapę i próbując rozgryźć topograficzną łamigłówkę. Po chwili zdałem sobie sprawę, że ktoś mnie obserwuje. Podświadome spostrzeżenie, które powoduje mrowienie na karku. Stałem na ulicy, przed zdewastowanym budynkiem. Zniszczonym przez czas i zaniedbania kolejnych lokatorów. Za plecami ściana i zabite deskami okna. Nikogo z prawej. Nikogo z lewej. A jednak czuję, że ktoś się na mnie gapi. Odruchowo bardziej niż z przekonania spojrzałem przez ramię. W głębi ziejącego otworu okiennego, w cieniu, siedział mężczyzna, który badawczo mi się przyglądał. Dostrzegłem go po chwili wpatrywania się w mrok. Zobaczyłem odblask światła w grubych szkłach jego okularów. Złożyłem w głowie okulary, białą koszulę, stopy i ręce w postać człowieka. Siedział w bezruchu i patrzył. Był chyba tak samo zaskoczony widząc mnie jak ja widząc jego. Uśmiechnął się do mnie, ale się nie poruszył. Na stole leżały kawałki materiału. Był strasznie chudy i miał żylaste dłonie. Chyba też się do niego uśmiechnąłem. Podniosłem aparat i wskazując na na niego zadałem na migi pytanie, czy mogę mu zrobić zdjęcie. Skinął głową. Stałem jeszcze chwilę. Odchodząc pozdrowiłem go. Pozostał za mną w swojej pracowni ze starą maszyną do szycia, taką jakiej używała moja babcia. To chyba był dobry człowiek.

Zeiss Ikon, Biogon 35 f2.8