Jak już człowiek dotelepał się do Paryża i powstał z objęć Hypnosa, to dalszy cel działania, po porannej toalecie narzuca żołądek. Pusty żołądek. Śniadanie!
Plan na piękny czerwcowy poranek tworzy się sam, czyli opuszczamy hotel, by w pięknych okolicznościach przyrody, niepowtarzalnych zresztą, wciągnąć co nieco w jednym z setek bistrotów wygrzewając się na słońcu kocim zwyczajem. I tu trzeba być przygotowanym na konfrontację z galijską specyfiką. Po francuskiemu śniadanie to petit déjeuner. I przymiotnik petit, oznaczający mały, nie jest tu przypadkiem. Otóż posiłek jest rzeczywiście skromny. Kawa i rogalik zwany croissantem, czasem odrobina dżemu i koniec. Można oczywiście poszukać śniadania angielskiego, ale po co robić sobie na dzień dobry wrogów w Paryżu. Można przy tej okazji przypadkiem zostać ofiarą zemsty za porażkę pod Trafalgarem. Angielskie śniadanie jest dowodem, że Anglicy nie lubią nawet samych siebie. Możemy się przekonać, że przy okazji wypowiadania słowa „angielski” Francuzi nagle przestają rozumieć, niedosłyszą, mają pilne sprawy do załatwienia na mieście, dzwoni żona w ważnej sprawie itd. Oznaki sympatii mogą zniknąć i kelnerka zamiast uroczego uśmiechu przywdzieje wyraz twarzy, który Francuzi określają jako podobny do bramy więziennej. Nigdy nie miałem tyle odwagi, by zamówić we Francji angielskie śniadanie. Po pierwsze nie chcę prowokować gospodarzy, po drugie, jak mam już zjeść coś niedobrego, to wolę łykać tabletki. Francuskie śniadanie zostało twórczo rozwinięte w greckich wakacyjnych hotelach pod nazwą śniadania kontynentalnego. Od śniadania francuskiego różni go bułka zamiast croissanta i szczynowata kawa.
Istotnym elementem śniadaniowej taktyki jest miejsce. Jeśli towarzysząca wam lepsza połowa wpadnie na cudowny pomysł posiłku przy Avenue des Champs-Élysées, to przygotujcie się na wstrząsające doznania. Głównie w momencie dostarczenia rachunku. Premia doliczana przez restauratorów w okolicach miejsc turystycznych Paryża nie jest mała, bo i czynsze do niskich nie należą. Może się okazać, że mała szklanka piwa sączona w okolicach łuku Triumfalnego kosztuje tyle, co skrzynka w sklepie. Z drugiej strony, jak już w Paryżu wylądowaliśmy to w końcu nie po to, żeby sobie wszystkiego odmawiać. Czas umartwiania i tak mamy zaplanowany, kiedy przejdziemy pod finansową opiekę ZUS-u, więc pozostawmy robotę przycinania naszego budżetu specjalistom.
Koncept małego śniadanka nie jest wbrew pozorom taki bez sensu, gdyż gospodarze mają inny rytm posiłków i w okolicach godziny 13 następuje uzupełnienie małego śniadanka, które zwie się  déjeuner. Wtedy knajpki się zaludniają i wszyscy zabierają się do pałaszowania dań poważniejszych rozmiarów. I tu drugi powód, dla którego nie warto kutwić we Francji. W końcu trafiliśmy do kraju, gdzie kuchnia jest dumą gospodarzy, więc zamiast klopsików ze słoika warto popróbować co francuska kuchnia ma do zaoferowania. Z nadmiarowymi kilogramami będziemy walczyć po powrocie. Wiadomo, najpierw masa, później rzeźba.
Cześć 1: Francja dla początkujących – jedziemy na EURO
Cześć 2: Francja dla początkujących. Francuskie śniadanie

Felieton zamieszczony na stronie Futbolfejs.pl