Ellorę zwiedzałem w szczycie skwarnego dnia. Chłodne wnętrza świątyń zapraszały do środka, a w takich okolicznościach trudno oprzeć się takiemu zaproszeniu. Zwłaszcza, że taki białas jak ja, jest nieodporny na takie naświetlanie i przypiekany słonecznym żarem zaczyna przypominać kolejno, różowiutkie prosiątko, gotowaną krewetkę, a wkrótce zesmażoną skwarkę. Ukryłem się więc w cieniu zanim skóra zaczęła dymić, gdyż miałem obawy co do szybkości reakcji hinduskiej pożarnej straży
Warto było. Zostawiwszy obuwie, gdyż są to funkcjonujące świątynie zanurzyłem się w chłodzie. Niektóre jaskinie są ascetycznie niemalże urządzone. W innych przepych rzeźbionych figur przytłacza. Finezja detali, które przetrwały tysiąc lat z okładem wzbudza szacunek dla mistrzów dłuta.
Tu ostrzeżenie dla potencjalnych zwiedzających. Kompleks wizytuje również wielu Hindusów i okazuje się, że snująca się para białasów jest atrakcją turystyczną porównywalną do koronkowych rzeźb kamieniarskich mistrzów, choć wiekiem, nawet po zsumowaniu, ustępują im bez wątpliwości. Moja żona przyciągała wzrok tubylców dodatkowo sporym kapeluszem, który działał na nich jak płachta na byka. „Lady, one photo”. Oto jak w prosty sposób ze zwiedzającego stać się eksponatem. Rola misia na Krupówkach dość szybko zaczyna mierzić, a Hindusów w Indiach jest od cholery i ciut ciut, więc pod naporem liczebnej przewagi przeciwnika wycofaliśmy się w niedostępne, górskie partie Ellory, by się przegrupować i zorganizować linie obronne. Wąskie i strome kamienne schody dawały nam taktyczną przewagę nad ciżbą atakujących. Utrzymując linie obronne odparliśmy dwie wycieczki szkolne i plener poślubny. Zdawaliśmy sobie sprawę, że nie mamy co liczyć na odsiecz, a nasze zapasy prowiantu i wody kurczyły się w zastraszającym tempie. Gdy zza załomu wychynęła kolejna grupa w sile batalionu i usłyszałem hasło do ataku „one photo” salwowaliśmy się niesławnie ucieczką. Jak mawiają – i Herkules dupa kiedy wrogów kupa. Ukryliśmy kapelusz w plecaku by niepostrzeżenie przemknąć pomiędzy wrogimi posterunkami. Wycofaliśmy się w najwyższe partie i szybkim manewrem oskrzydlającym obeszliśmy flanki przeciwnika zaskakując posterunki. Nim wróg zdołał zewrzeć szyki dotarliśmy do naszego tuktuka i salwowaliśmy się ucieczką. Słowem, tocząc bohaterskie walki wycofaliśmy się na z góry upatrzone pozycje, a wróg podążał za nami w popłochu. Pierwsza bitwa polsko-hinduska pod Ellorą zakończyła się sromotną porażką, niemniej uratowaliśmy białą skórę.
Zeiss Ikon ZM, C-Biogon 35 f2.8, Fuji pro 160
Najnowsze komentarze