Przy piątku coś by się człowiek napił. Potrzeba uczczenia rozpoczynającego się weekendu nie jest obca w innych kulturach. Jako badacz takich kultur nie pozostaję obojętny na tak istotne elementy lokalnego kolorytu obyczajowego i staram się kulturalnie wypić wszystko, co do wypicia się nadaje. Badanie kultury bez poznania lokalnych zwyczajów spożywania alkoholu jest równie bez sensu co piwo bezalkoholowe. Tym razem natrafiłem na domową bimbrownię produkującą arak. Pamiętając, że arak gęsto w polskiej literaturze się pojawiał nie mogłem pozostać obojętny. Przypomniałem sobie (trzeźwym jeszcze będąc) fragment z „Chłopów”: Zaraz też na szynkwasie Żyd postawił arak i słodką, i asencję, a do tego śledzie… Literatura lotów wysokich, ale melanż araku, słodkiej wódki i śledzi już tak wysokich lotów nie jest i widać, że klasa społeczna żołądki i głowy ma wytrzymałe.
Znowu w Lalce kolejna szklanka araku się pojawia –„Jednym łykiem wypiłem znowu pół szklanki araku z herbatą, na odwagę. Stach tymczasem usłyszawszy kroki w sieni stanął przy drzwiach. Odgadłem, że tak czeka na książęce zaprosiny!… ”
Prus widać z arakiem za pan brat był bo i w Placówce znów trunek się pojawił – „— To jest prawda — odparł szynkarz. — Ale na Boże Narodzenie jakeś się, Maćku, upił, toś mnie tak ściskał, tak całował, że musiałem ci dać na kredyt wódki i piwa, i araku, i jeszcze obwarzanków.”
Sienkiewicz i urzędowym osobom arak zapodawał, co w „Szkicach węglem” swe odbicie znalazło: — Wielka mi rzecz herbata! — odparł niedbale Zołzikiewicz. — A może jeszcze bez araku?
— A nieprawda, bo z harakiem.
— To niech będzie z arakiem, a ja dlatego raportu nie będę pisał.
Zdając sobie sprawę, że rzecz do raportu nie trafi i ja arakiem się uraczyłem. Niestety produkowany tu alkohol to jakaś nędzna berbelucha, gorsza od bimbru karbidem pędzonego. Wersja wzbogacona korzeniem imbiru znakomicie lepsza była, jednak sam alkohol nędzny i słaby. Czym prędzej dla porównania wyciągnąłem zapobiegliwie z ojczyzny zabraną Soplicę. 1…, 2…, 3… Liczenie, knockout techniczny. Bimber z Flores leży, kwiczy i wachluje się uszami. Aby rzetelności naukowej stało się zadość kilka szklanek wychyliłem, ale trudno uznać ten zajzajer za dobry alkohol. Bez żalu opuściłem bimbrownię. Zamieniać się chcieli ze mną na moją wódkę. Ha, niedoczekanie frajerzy!
Najnowsze komentarze