Normalnie napisałbym coś z sensem, ale przed chwilą zobaczyłem w telewizorze stylistę, niejakiego Jacykowa i dojść do siebie nie mogę. Niby wiadomo – twardym trzeba być, a nie miętkim, ale mimo wszystko. Człowiek, co w życiu widział filmy trójwymiarowe w kinie OKA a nawet obejrzał kiedyś posiedzenie Sejmu od początku do końca, wydawałoby się, że na wszystko jest odporny. Nic z tych rzeczy.

Dokładnie jak James Bond by rzekł, jestem wstrząśnięty nie zmieszany. Chyba do cyrku się udam w ramach terapii własnej. Zobaczę zwyczajnego szympansa ubranego w kaftan, zwykłą babę z brodą i tresowane wypławki czy jakie inne stworzenia komiczne. Zdaję sobie sprawę, że piętno wstecznictwa nieuchronnie nade mną wisi oraz, że egzaminu z wyrozumiałości dla dżendera nie zaliczyłem. Trudno, czas umierać przychodzi, gdyż świat ten w zawrotnym tempie popieprza ruchem kuli ma planszy flipera. Co trafi na ściankę, to z jeszcze większą prędkością w kompletnie innym kierunku zasuwa. Nie to, żebym się zżywał iż jakaś kiełbasa, czyli chłop z brodą w kiecce, wygrała niezwykle ważny konkurs piosenki. Tylko, że poza stylizacją na barokową kokotę, wokalny performens był cienki jak dupa węża. I to zarówno wokalnie jak i ze względu na aranżację. Już wolę cygański boysband na wiejskim weselu. I dlatego nie doczekałem do momentu, w którym pan stylista zrobi z trzech męskich koszul damską szmizjerkę. Jutro pójdę kupić na zapas trzy koszule. Może nie wszystkie pójdą na szmizjerki.

Felieton pierwotnie opublikowany na futbolfejs.pl